Po tej historii z pożarem długo się nie mogłem pozbierać. Straciłem wiarę w sens życia, w ludzi... Zakręciłem się we własnym słoju. Do tego zaczęły się pojawiać silne bóle głowy, apatia, problemy ze snem. Może gdybym wtedy szybciej zareagował, może, może, może....
Wigilia 2016. Byłem już w tak kiepskim stanie psychicznym i fizycznym, że nawet nie wiedziałem że są święta. Dzień po wigilii na szyi z lewej strony pojawił mi się wielki balon. Był ogromny, wystawał poza obrys twarzy. Ból tylko gardła, takie szczypanie jak przy anginie.
Wtedy stanowczość mojej matki chyba uratowała mi życie. Gdyby nie ona, to prawdopodobnie zwinął bym się z tego świata w ciągu kliku miesięcy. Pojechaliśmy na SOR. Tam laryngolog stwierdza, że to torbiel boczna szyji. Wracam do domu. Google i już wiem. Torbiel to nic strasznego, wycia się i się żyje. Dokument ze szpitala: "Konieczna konsultacja laryngologiczna lub z lekarzem rodzinnym. Lekarz rodzinny nie bardzo wie jak mi pomóc, wymuszam skierowanie do laryngologa.
Wspaniały fachowiec, co przyznam później przyjmuje mnie w gabinecie. I rzuca: "Panu może pomóc tylko onkologia na Garbarach". WTF??? Czuję wściekłość. Z jakimś gównem mam latać od Annasza do Kajfasza. Pan doktor jednak mi tłumaczy co i jak. No to k...a ślicznie. Przypomniały mi się słowa z dnia pożaru... W ciągu kliku dni robię 8 różnych badań. Z kompletem i skierowaniem na Onko melduję się na Garbarach. Tam w ciągu jednego dnia wszystkie badania od nowa. Chcą mieć wiarygodne i od siebie. W ciągu dwóch tygodni dowiaduję się że mam nowotwór nosogardła z przerzutami na węzły chłonne. Żarty się skończyły...
Komentarze
Prześlij komentarz